Ostium fabularnie - rozwiązanie konkursu

W dzień premiery gry Ostium od Wydawnictwa Lacerta ogłosiliśmy konkurs na naszym portalu facebook na dokończenie poniższej historii… 

“Chowaniec Lapis wyjrzał niepewnie zza ostrej skały i lękliwym wzrokiem powiódł po horyzoncie. Wytężył wzrok w poszukiwaniu kolejnego błyszczącego odłamka kruszcu, który zbierał dla swojego klanu. Duszne gorące powietrze nie ułatwiało mu pracy, ale on miał swoją misję do wykonania. Nigdy nie zadawał pytań i zawsze wykonywał posłusznie rozkazy. Dziś jednak nie wiedzieć czemu rozmaite pytania kłębiły się w jego umyśle. Coś wisiało w powietrzu… Niebezpieczeństwo, którego nie potrafił nazwać… I wtedy..

Ostium
Wybraliśmy dwa najlepsze dokończenia:
 
“Chowaniec Lapis wyjrzał niepewnie zza ostrej skały i lękliwym wzrokiem powiódł po horyzoncie. Wytężył wzrok w poszukiwaniu kolejnego błyszczącego odłamka kruszcu, który zbierał dla swojego klanu. Duszne gorące powietrze nie ułatwiało mu pracy, ale on miał swoją misję do wykonania. Nigdy nie zadawał pytań i zawsze wykonywał posłusznie rozkazy. Dziś jednak nie wiedzieć czemu rozmaite pytania kłębiły się w jego umyśle. Coś wisiało w powietrzu… Niebezpieczeństwo, którego nie potrafił nazwać… I wtedy.. “
Nic… nadal cisza. Zrobił kolejne parę kroków przed siebie ale pomimo tego , że nic nie wskazywało na zagrożenie, czuł je. Czuł całym sobą, od czubka nosa po koniec ogona przeszedł go dreszcz. Nieprzyjemne uczucie niepokoju, rosło w jego umyśle. Przycupnął, zmrużył oczy i nasłuchiwał.
Lekki powiew wiatru z południa, oprócz kolejnej fali ciepłego powietrza, przyniósł ze sobą coś nowego. Choć obraz rozmywał się pośród rozgrzanych skał, majaczył kształt którego nie powinno tu być.
Niepokój przeszedł w strach.
– Przecież nie odszedłem daleko, nie zgubiłem się, to niemożliwe.
Rozejrzał się w około, nie zobaczył nikogo i niczego, oprócz skał i rozmytego konturu czegoś co nie powinno tu być. Nikogo i niczego nie było też słychać, żadnych dźwięków, kompletna cisza.
Ruszył, przezwyciężając strach. Zaczął przekradać się za kolejną skałę po prawej, i za kolejna i kolejną, zbliżając się co raz bardziej, by przekonać się czy to naprawdę to o czym myśli.
Ciekawość wygrała ze strachem.
Kontury stawały się coraz wyraźniejsze, i im bardziej się zbliżał nabierały pełnych kształtów.
Zatrzymał się, rozejrzał… pusto… gdy wyjrzał zza kolejnej skały do której dotarł, nadal niemógł uwierzyć.
To Brama… na środku pomiędzy skałami stała Brama.
Zniszczona..
Ciszę znów przerwał powiew wiatru, tym razem przyszedł od strony bramy. Wraz z nim pojawił się smród zgniłych trzewi. Smród śmierci.
Ponownie ogarnął go strach.
Jednak nie wpadł w panikę, powoli nie odwracając się już w stronę Bramy, zaczął wracać tą samą drogą którą tu przyszedł.
Gdy ponownie odwrócił się w jej stronę, widać było jej zarys… i coś jeszcze. Coś czego wcześniej nie dostrzegł.
Drugi kształt który rozmywał się w gorącym powietrzu, pojawił się tuż obok miejsca w którym był jeszcze przed kilkoma chwilami.
Wysoki, szczupły, a blask światła odbijał się od niego.
Tylko o nich słyszał, nigdy nie spotkał… niewielu spotkało i tylko nieliczni mieli w ogóle szczęście o tym opowiedzieć bo przeżyli takie spotkanie. Przyśpieszył kroku.
-Musze wracać, muszę im powiedzieć muszę ich ostrzec.
– Wracaj do swoich chowańcu… prowadź…
 
autor: MI WI
…zastałe od gorąca powietrze poruszył świeży powiew, zryw wiatru nawet. Rozległ się trzask, jak podczas uderzenia błyskawicy. Lapis poczuł na całym ciele gęsią skórkę, futro stanęło mu dęba. Powietrze przed nim pękło, i tam, gdzie jeszcze przed chwilą nic nie było, w rozbłysku światła pojawiła się… Brama!
Oczy zaszły mu łzami od ostrego światła, ale nie mógł ich zamknąć, niezwykłe zjawisko hipnotyzowało go, przyciągało… Zorientował się nawet, że przyciąga go fizycznie – powiew wiatru wzmógł się, i teraz popychał go ku Bramie. O nie! Musi uciekać! Uciekać!
Za późno. Wiatr mocno trzymał go w swych niewidzialnych szponach i oderwał go od ziemi. Przerażony Lapis nie mógł pokonać jego siły. Jedyne, co osiągnął rozpaczliwą szamotaniną, to że zaczął koziołkować niekontrolowanie, lecz wciąż popychany był ku Bramie…
Zdążył zobaczyć jeszcze, że Brama na dziwny, bardzo regularny kształt, taki, jakiego nie miało nic w naturze.
To koniec, pomyślał Lapis. Nie zaniesie już kamieni plemieniu… Zrobiło mu się bardzo smutno.
***
Usłyszał jakieś śmiechy. Kątem oka wychwycił jakieś twarze. Dziwne, prawie bezwłose, oprócz długiego futra na czubku. Chciał się im przyjrzeć dokładniej, ale nie mógł się ruszyć! Czyżby został sparaliżowany?!?!?! Nie, chyba nie. Czuł ciężar odłamka lazurytu, który wciąż trzymał w łapach. Tylko że ten odłamek był jakiś… Płaski. I jego ciało też było płaskie! Cały fragment świata, który był w Bramie, razem z nim, przybrał kształt niewielkiego, płaskiego prostokąta… Lapis zrozumiał to, gdy zobaczył dookoła siebie inne prostokąty, również z postaciami z jego świata, a także innymi, których nie rozpoznawał, być może z innych światów…
Jedna z tych dziwnych osób, które go otaczały – i wcale nie były płaskie – wstała i podeszła do ściany. Coś pstryknęło i nagle zrobiło się jasno. O rany! – pomyślał Lapis. – Zrobił dzień pstryknięciem! To musi być wielki mag! Może oni wszyscy są magami… Może to oni zrobili te bramy i nas to sprowadzili?
Wtedy jden z magów – ten, co zrobił dzień – wziął prostokąt z Lapisem i rzucił na stół, mówiąc: “Atakuję twojego wojownika moim chowańcem!” Lapis poczuł dumę, że taki wielki czarownik wybrał go na swojego wojownika – tak, właśnie jego, zwykłego zbieracza kamieni! – I rzucił się na przeciwnika z wigorem. Drapał, gryzł i wierzgał, co sił w niewielkim ciałku, lecz tamten miał twarde, łuskowate ciało, strząsnął go z siebie jak muchę. W całym tym zamieszaniu Lapis nie zauważył nawet, że znów może się ruszać, że stoczył właśnie prawdziwą bitwę – która właśnie została zakończona miażdżącym ciosem przeciwnika.
***
Znów duchota i gorąc, znajomy horyzont. Cisza. Wydawało się, że nic nie zakłóciło tego spokoju. Lapis znów był w miejscu, z którego wessała go Brama. Słońce chyba nie zmieniło swojej pozycji na niebie. Kawałki lazurytu wciąż leżały porozrzucane dookoła Lapisa, tak jak je upuścił. Fantastycznie! Chyba jednak coś dzisiaj przyniesie plemieniu.
Z westchnieniem ulgi (ulgi? A może trochę… Żalu?) zabrał się za zbieranie rozrzuconych kamieni. Znów był zwykłym zbieraczem lazurytu…
 
autorka: Magdalena Szponar
Lacerta

podoba ci się ten artykuł?

Udostępnij na Facebooku
Udostępnij na Twitter
Udostępnij na Linkdin
Udostępnij na Pinterest

zostaw komentarz